niedziela, 11 listopada 2012

Na STOS z podręcznikami!


   Podręczniki to też książki. Tylko jakoś nieczęsto lubimy je czytać. Dlaczego?

   Na nieszczęście większości uczniów, istnieje coś takiego jak podręczniki. Okropne, grube książki zawierające bezsensowną wiedzę, którą trzeba posiąść. To okrutne, że po przeczytaniu paru stronic takiej lektury, nie potrafimy odróżnić rzeczywistości od jawy. Śnią nam się po nocach synapsy i wiązania karboksylowe, bitwy ze stosem rannych, wzory skróconego mnożenia, których nigdy nie mogliśmy zapamiętać. Jaki jest więc sens męczyć biedne dzieci wiedząc, że ponad połowa z nich zaczyna obcowanie z    (jeśli w ogóle to zrobi) na dzień przed ważnym sprawdzianem? Może lepiej czasem im odpuścić, zwłaszcza iż czasem wiedza zawarta w tych koszmarkach jest po prostu nie do rozszyfrowania.
   Mój ulubiony podręcznik, od WOSu jest przykładem tego, jak coś oczywistego można przedstawić w trudny i niezrozumiały sposób. Rodzina to grupa złożona z osób połączonych stosunkiem małżeńskim i rodzicielskim. Definicja ta wskazuje na małżeństwo i pokrewieństwo jako podstawę więzi, które decydują o istnieniu rodziny oraz gwarantują jej ciągłość biologiczną. Istotną rolę odgrywają również szczególne związki interpersonalne między członkami rodziny. Nieformalna organizacja życia rodzinnego, wspólnota miejsca zamieszkania, wspólny majątek, nazwisko oraz kultura duchowa-to czynniki sprzyjające tego typu związkom emocjonalnym. Tak, drodzy ścisłowcy, my-humaniści musimy to wiedzieć.
   Z kolei książka pomagająca przyswoić wiedzę historyczną, wprawiła mnie w małe zakłopotanie. Chcąc świetnie napisać sprawdzian, wdałam się z nią w gorący romans. Wyczytałam, że Erazm z Rotterdamu, żyjący w latach 1469-1536, umarł w Bazylei w roku 1536. Od tego momentu nie mogłam skupić się na niczym innym, jak jna poznaniu właściwej daty śmierci Erazma.
   Przeszło Wam kiedyś przez myśl, czego może nauczyć nas podręcznik do języka niemieckiego? Śpieszę z odpowiedzią. Dzięki Direkt'owi 1b, dowiedziałam się, co znaczy Verdammt! i Blöde Kuh! . Śmiem twierdzić, że obok Ich verstehe nich oraz Ich weiβ nicht, są to najbardziej przydatne zwroty.
   Moja ukochana pomoc naukowa z języka polskiego, jest nie do opisania. Zawiera w sobie całe mnóstwo wspaniałych utworów literackich, zdjęć wybitnych dzieł malarskich oraz innych, przydatnych informacji! Jak magnes przyciąga mnie do siebie przed każdą lekcją języka ojczystego i sprawia, że pragnę wprost chłonąć wiedzę w nim zawartą!
   Jeśli chodzi o książkę do matematyki, zbyt wiele nie mogę o nie powiedzieć, gdyż dla własnego bezpieczeństwa postanowiłam jej nie otwierać.
   Jednakże apeluję do Was, drodzy uczniowie! Otwórzcie czasem to, co zbiera kurz na półce, choć powinno być źródłem wiedzy! Jeśli nie dowiecie się niczego pożytecznego, może chociaż będziecie mogli pośmiać się z tych, którzy przeżywali męczarnie, by coś takiego napisać!

wtorek, 6 listopada 2012

Mam 18 lat i co teraz?


Dwudziesty ósmy dzień sierpnia do czasu moich szesnastych urodzin kojarzył mi się całkiem nieźle. Podstawówkowe kinderparty, balony i prezenty. Kiedy skończyłam siedemnaście lat, zrozumiałam, że jestem już stara. Niestety, czas leci nieubłaganie, w dzień urodzin Goethego (i Wertera!) stałam się pełnoletnia. Pomińmy kwestię uczczenia tego święta, skupmy się na faktach.
            Teoretycznie powinnam się cieszyć. Istnieje na to zapewne kilka dowodów. Mam teraz szereg praw, ale także i obowiązków. Mogę kupić tanie wino nie wyręczając się starszymi kolegami, oglądać filmy dla dorosłych, palić legalnie papierosy. Wyjść za mąż, wyemigrować, zmienić imię i nazwisko, zajść w ciążę, urodzić dziecko i być jego pełnoprawną opiekunką. Spełnić swój obywatelski obowiązek i iść na wybory, rzucić szkołę i podjąć ,,prawdziwą'' pracę. Zrobić prawo jazdy na samochód, ciężarówkę i traktor. Jeśli kogoś zabiję, rodzice nie będą za mnie odpowiadać. Pójdę siedzieć na długie lata.
            Muszę w końcu wyrobić sobie dowód. Będę wypełniać PIT-y, płacić podatki, ZUS-y, oddawać ostatni grosz na Narodowy Fundusz Zdrowia, z którego mam nadzieję nigdy nie korzystać. Będą mnie kontrolować, a w razie potrzeby nasyłać komornika. Zapomniałam dodać, że gdybym była bardzo leniwa, mogę iść na zasiłek dla bezrobotnych. Jeśli nie zdam matury z matematyki i pogrążę się w odmętach rozpaczy, nie pójdę na studia, a moja legitymacja szkolna straci ważność, będę także musiała kupować bilety normalne zamiast ulgowych.
            Bycie dorosłym ma zatem wiele minusów. Zewsząd zabierają ci pieniądze i obarczają odpowiedzialnością. Nie chcę nawet myśleć co będzie, gdy nie daj Boże, będę musiała uniezależnić się od rodziców. Bycie głównodowodzącą we własnym domu, pracowanie, gotowanie, sprzątanie, wychowywanie dzieci, odprowadzanie ich do szkoły/przedszkola, odrabianie z nimi lekcji, uśmiechanie się na towarzyskich herbatkach z koleżankami i rozmowy o kolorze ścian w salonie... Nie, to zdecydowanie nie jest moja wymarzona wizja przyszłości.
            Jakże cudownie byłoby przenieść się do kraju lat dziecinnych, który zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie! Zanudzać DOROSŁYCH swoimi DZIECINNYMI sprawami, budować ogromne wieże z klocków Lego, tworzyć ,,Modę na sukces'' z udziałem lalek Barbie, CZYTAĆ KSIĄŻKI Z OBRAZKAMI.
            Jak pisał Jan Kochanowski: ,,Biedna starości! wszyscy cię żądamy,
A kiedy przyjdziesz, to zaś narzekamy''. Chciałabym cię żądać, o starości! Gdybym tylko nie musiała ponosić teraz konsekwencji twojego istnienia! Czekam na pierwsze zmarszczki. A tymczasem... MATURA! (z angielskiego: mature-dojrzały)